piątek, 15 listopada 2013

Drugi

popołudnie * Dom Kaulitzów 


Muzyk leżąc w swojej sypialni chrapał cicho pod nosem, gdy spał. Miał teraz tak twardy sen, że nawet koniec świata by go nie obudził. Z wczorajszego dnia nie pamiętał wiele. Najpierw cała akcja z Davidem, później lekka kłótnia z Billem. Na wieczór zniknął, przynajmniej tak się wydawało Billowi, ponieważ gitarzysta w ogóle nie powiedział, gdzie wychodzi, a mianowicie wyszedł do klubu nocnego jak miał też w zwyczaju. Lubił imprezy, gorące dziewczyny i zimną wódkę. Wtedy nie obchodziła go kariera muzyka, myślał w ogóle o czymś innym, odchodził od świata rzeczywistego i bawił się w najlepsze. Dlatego zawsze kończyło się to tym samym: kacem, bólem głowy, rozpamiętywaniem co się wczoraj stało i czy przypadkiem nie spał z żadną dziewczyną, co nie raz się zdarzyło. Po ciężkim powrocie do domu z klubu, położył się na łóżko i zasnął w kilka sekund, a dziś do piętnastej popołudnie dalej śpi.
Jego bliźniak jednak oczekiwał jakichś wyjaśnień z jego strony, dlatego postanowił, że nie będzie dłużej czekał, aż wielki pan Kaulitz się wyśpi i poszedł go obudzić. Szturchał nim, łaskotał go po brzuchu, marudził mu nad uchem, żeby w końcu się obudził, jednak nic nie pomagało. Nie wiedział co jeszcze ma zrobić, więc po prostu, tak najzwyczajniej zepchnął go z łóżka. Przecież to było na niego najlepszą metodą.
- Auu, moja głowa! - Bill od razu uśmiechnął się dumnie, kiedy jego brat wykrzyczał te słowa. - Nie ciesz się ty gargamelu, może byś włosy ogarnął, a nie mnie straszysz.. - mruknął podnosząc się ledwo.
- Nie jestem gargamelem, a włosy mam ogarnięte. Może ty byś się lepiej ogarnął sam, bo śmierdzi od ciebie piwskiem i wódką, w ogóle śmierdzisz, pot od ciebie czuję Tom, idź się umyć - nakazał wokalista, zatykając specjalnie nos i wskazując drzwi od pokoju, prowadzące na korytarz.
- Dobra, jejku. Nie musisz mi wypominać, że śmierdzę.. nie umyłem się wczoraj, bo już mi się nie chciało, wróciłem strasznie zmęczony, a dzisiaj mnie głowa strasznie napieprza, więc na razie, błagam cię Bill, zamknij się dopóki mi nie przejdzie - poprosił patrząc na niego jak zbity pies.
- Wychodź stąd, ja tutaj ogarnę, tylko umyj się! Nie da się przebywać z tobą - wytknął znowu ciemnowłosy.
- Jeden dzień się człowiek nie umyje.. Już idę - wydukał biorąc kilka ubrań z szafy, po czym zmierzył do łazienki, która znajdowała się zaraz obok jego pokoju. Do Billa ktoś próbował się dodzwonić, ale miał wyciszony telefon. Kiedy wyjął go z kieszeni do ręki, żeby sprawdzić dokładną godzinę, zobaczył cztery nieodebrane połączenia. Postanowił oddzwonić, więc kiedy wystukał numer, przyłożył komórkę do ucha.
- Mamo, coś się stało? - zapytał zaciekawiony.
- Billy, mówiłeś coś o Jamesie wczoraj, a ja dzisiaj akurat spotkałam jego ciocię i rozmawiałam z nią. Mówiłeś, że chciałbyś z Tomem i Andreasem, żeby on był tam z wami, to musicie iść tam do tego zakładu kochanie i porozmawiajcie najpierw tam ze wszystkimi czy w ogóle jest taka możliwość - oświadczyła, a Bill kiwał przytakująco głową słuchając. Rozmawiał jeszcze chwile, a później się rozłączył, gdy wszystkiego się dowiedział. Zdążył posprzątać jeszcze w pokoju Toma, zanim ten wyszedł gotowy z łazienki.
- Tom, jest sprawa - podszedł do starszego brata. Tom zakładając jeszcze czapkę, spojrzał na niego.
- No, o co chodzi? - usiadł na świeżo pościelonym łóżku, a Bill obok niego.
- Mówiłem ci wczoraj o Jamesie, pamiętasz? - spytał, a bliźniak skinął głową. - Więc z tego powodu, że tak nabroiłeś wczoraj pewnie i dzisiaj do tego najbardziej jesteś wyspany, ty pojedziesz dzisiaj do tego szpitala psychiatrycznego, zapytasz o Jamesa, jeśli nie pamiętasz to nazywa się Zimmermann, musisz najpierw iść do dyrektora zakładu, porozmawiasz z nim....
- Ej no zaraz, ale czemu akurat ja?
- Nie przerywaj mi i słuchaj. Porozmawiasz z dyrektorem, czy James będzie mógł mieszkać z nami, czy w ogóle jest taka możliwość, jeżeli jest to pewnie wyśle cię to jego opiekuna i dalej będziesz wiedział, po prostu musisz pozałatwiać te sprawy, a jutro pojedziesz po Jamesa jak rzeczywiście będzie mógł być z nami, dobrze? Zrób to proszę, nie dla mnie, tylko dla niego, to nasz przyjaciel - stwierdził, a Tom tylko skinął głowę, już nie zaprzeczając.


następnego dnia * Zakład/szpital psychiatryczny * Hamburg


Czuł, że jego życie może zacząć się na nowo. Nigdy wcześniej nie cieszył się tak jak dzisiaj. Siedział już na łóżku, czekając tylko na pana Johnsona. Wcześniejsze spotkanie z psychiatrą było normalne, stwierdzono, że może już wyjść. Po tej wiadomości strasznie ucieszył się w głębi serca, jednak nie pokazał tego, bo kiedy zacząłby skakać i krzyczeć z radości, to zapewne by go jeszcze nie wypuścili. Siedząc tak na łóżku i rozmyślając o tym, jak będzie teraz wyglądało jego życie, usłyszał kroki. Domyślił się, że jest to jego opiekun, więc podniósł się gwałtownie z krzesła.
- James, jest to twój ostatni dzień tutaj, ale.. masz gościa - poinformował pan Johnson i przesunął się, żeby tajemniczy odwiedzający, mógł wejść do sali. Opiekun zamknął drzwi, żeby mogli zostać sami. Ciemnowłosy stał jak wryty przez kilka najbliższych sekund. W jego sali stał nikt inny jak sam Tom Kaulitz. Gitarzysta patrzył na starego przyjaciela, który cały czas miał otwarte usta i był w wielkim szoku.
- Cześć - Tom powiedział cicho na wstępie, nie wiedział za bardzo co mówić. Tyle czasu się nie widzieli. James zawsze był wrażliwym chłopakiem, ale teraz modlił się w głębi duszy, żeby tylko się nie rozpłakać. Z całej trójki: Billa, Andreasa i Toma, on był jego najlepszym i najszczerszym przyjacielem. Nie miał pojęcia jak się zachować, cały czas stał i miał wrażenie, że za chwile zemdleje i padnie na podłogę. - James...
- Yy.. Cześć - potrząsnął lekko głową i spojrzał na chłopaka naprzeciwko. - Co ty tu robisz? - spytał lekko niepewnie i zrobił krok w jego stronę, gdyż dzieliło ich kilka metrów, oboje stali na różnych końcach sali.
- Wiesz, Andreas nam powiedział, że stąd wychodzić. Szczerze mówiąc, ja w ogóle zapomniałem gdzie ty się podziałeś, pamiętałem, że zniknąłeś, gdzieś cię zabrali, gdybym wiedział tylko, że tutaj, że tak blisko naszego studia, gdzie jesteśmy prawie ciągle z Billem. James gdybym ja tylko wiedział.. Przepraszam, tak długo się nie widzieliśmy, byłem i jestem przecież twoim przyjacielem, ty byłeś tu, a ja ani razu cię nie odwiedziłem, ale nie wiedziałem. Mieliśmy wtedy piętnaście, czternaście lat, mama mi nie powiedziała, Bill też nie wiedział, ani Andreas. On się dowiedział od twojej cioci i to kilka dni temu. Z tobą było źle, powinniśmy być z tobą, przepraszam, naprawdę. Gdybym wiedział.. Jezu gdybym ja wiedział, że tutaj to odwiedzałbym cię najczęściej jakbym tylko mógł - mówił z głową spuszczoną w dół. Było mu głupio, czuł się strasznie winny. Brunet zbliżył się jeszcze do dredziarza, a łzy nie wiedząc czemu napłynęły mu do oczu. - Słuchaj przyszedłem, żeby ci powiedzieć też, że chcemy ci pomóc teraz. Będziemy z Billem i Andreasem robić wszystko żebyś teraz czuł się dobrze jak wyjdziesz, miałeś mieszkać z ciocią w Loitsche, ale doskonale wiedzieliśmy jak zawsze jej nienawidziłeś, dlatego wczoraj jeszcze przyjechaliśmy tutaj i z chłopakami postaraliśmy się, żebyś mógł być z nami tutaj w Hamburgu. Jeszcze tylko ty musisz się zgodzić, to zależy od ciebie gdzie wolałbyś być. Chodziłbyś z Andreasem do szkoły, bo my z Billem mamy i tak lekcje prywatne, później o wszystkim porozmawiamy, będziesz mógł pytać o wszystko - wytłumaczył i pozwolił sobie usiąść na łóżku.
- Czyli tobie i Billowi udało się z zespołem mam to tak rozumieć? Mówiłeś o studiu - spostrzegł i usiadł obok Toma.
- Tak, mamy zespół Tokio Hotel, pamiętam jak wymyśliłeś nam tą nazwę, a teraz pod tą nazwą jesteśmy znani na całym świecie właściwie - uśmiechnął się przechylając głowę w jego stronę. Położył rękę na ramieniu kumpla.
- Mogę pytać cię o co chcę?
- Tak, pytaj śmiało - odpowiedział gitarzysta. James zamknął oczy przypominając sobie rodziców. Kłócili się, bili go, on każdego wieczoru chodził z żyletką do łazienki i ciął ręce, a kiedy na nich nie było miejsca, przenosił się na nogi. Kiedy już miał same blizny, znów ciął się po rękach, zarazem czekając, aż na nogach będzie mógł znowu i tak ciągle. To Tom znalazł go kiedy chciał popełnić samobójstwo i uratował go. 

Nocował wtedy u niego i Billa, więc właściwie czuł się bezpieczny, ale przecież nie na długo. Miał ze sobą tabletki, a że bliźniacy akurat wtedy załatwili alkohol, co nie było łatwe w ich wieku, to James chciał to wykorzystać. Z wymówką, że musi iść załatwić swoje potrzeby w łazience, poszedł z piwem w ręku, a w kieszeni miał tabletki. Tom zorientował się, że coś było nie tak, Bill był za bardzo pijany, trochę przesadził. Gitarzysta pobiegł za przyjacielem, który nie zakluczył drzwi. Wtargnął do łazienki, gdzie zastał zapłakanego przyjaciela, który siedział i akurat popijał piwo. 
- James! Oszalałeś?! - krzyczał Tom i opadł na kolana przy nim. Chłopak spojrzał bezsilnie na niego i uśmiechnął się delikatnie, jakby przez chwile czuł się szczęśliwy, że za chwile odejdzie. Byli sami w domu, więc nie było nikogo dorosłego. - Bill! Dzwoń po mamę! - miał łzy w oczach ze spanikowania i strachu przed utratą przyjaciela. Bliźniak coś marudził pod nosem, nie miał pojęcia co się dzieje w łazience, przejmował się tylko tym, żeby mama nie dowiedziała się, że piją alkohol. - Bill kurwa proszę cię dzwoń! - rozpłakał się i zmusił przyjaciela żeby wstał. Podszedł z nim do toalety, podniósł klapę i nie myśląc o tym, ani nie brzydząc się tego po prostu włożył Jamesowi palce do ust, zmuszając go, żeby zaczął wymiotować. Miał nadzieję, że zwróci te tabletki i będzie wszystko dobrze.

- Czy.. u moich rodziców wszystko w porządku? - spojrzał na niego, a łzy spłynęły mu po policzkach. Tom wiedział jak krzywdzili Jamesa, ale on był dobrym chłopakiem i mimo wszystko ich kochał jak dziecko swoich rodziców.
- Z tego co wiem, to nie mają już praw do ciebie, było kilka spraw w sądzie, raz moja mama musiała iść. Przeprowadzili się, mieszkają teraz w Londynie, nie mam pojęcia jak im się wiedzie teraz w życiu, wiem tylko tyle od mojej mamy, która właśnie kilka dni temu też rozmawiała z twoją ciocią jak Andreas nam już powiedział co z tobą - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Aha - nie wiedział co powiedzieć, tylko na tyle było go stać.
- Więc James, masz czas, żeby zdecydować się gdzie chcesz być... - nie zdążył dokończyć, chłopak mu przerwał.
- Chciałbym być z wami - powiedział tylko.
- Chcesz może jeszcze porozmawiać, czy już chcesz powiedzieć o tym i będziemy mogli właściwie iść, bo ja już rozmawiałem z twoim lekarzem, psychiatrą i opiekunem, załatwiłem wszystko.
- Chcę stąd jak najszybciej wyjść - kolejne łzy spłynęły mu po policzkach. Tom spojrzał na niego smutno i po prostu go przytulił przyjacielsko.
- Chodźmy, z tego co wiem już jesteś spakowany, możemy iść - oboje wstali, muzyk trzymał swojego kumpla za ramię. Otworzył drzwi, a za nimi stał pan Johnson.
- James? - zapytał mężczyzna i spojrzał na swojego podopiecznego. On spojrzał znacząco na Toma i się uśmiechnął.
James z Tomem po jeszcze jednej rozmowie z dyrektorem szpitala, zmierzali już do wyjścia James był uśmiechnięty jak nigdy, ale nagle zobaczył w oddali swoją znajomą, Lisę. Była smutna, tak jak on jeszcze kilka dni temu. Tom również ją zauważył, wtedy ona spojrzała na nich. Jej wzrok nagle stał się jeszcze smutniejszy, była wręcz przerażona. Ciemnowłosy był zdziwiony lekko widząc ją z takim wyrazem twarzy, Patrzyła na Toma, jakby miał ją za chwilę zabić. On też na nią patrzył. Pamiętał ją, znał ją skądś. Ona też go znała i pamiętała. Szła ze swoją opiekunką, więc czułą się bezpieczna. Jej wzrok uciekał po korytarzu, była spanikowana.
- To on.. - szepnęła do pani Smith i przytuliła się do niej. Tom widząc tą całą sytuację był wstrząśnięty, bo nie wiedział kim jest ta dziewczyna, wiedział tylko, że nie widzi jej pierwszy raz na oczy na pewno.
Opiekunka dziewczyny doskonale wiedziała o co jej chodzi, wiedziała o niej wszystko, a o tym opowiedziała jej od razu, kiedy zaczynała dochodzić do siebie i się zwierzała. Pogłaskała ją po plecach i powiedziała cicho, że wszystko jest w porządku, tu jej nic nie grozi. Powolnym krokiem poszły dalej tak samo jak chłopacy.


###
Sama sądzę, że chyba nie jest najgorzej ;D ale zawsze mogło być lepiej, za krótki ten odcinek, ale musicie mi to wybaczyć ;) Znowu tajemnicza sprawa z Tomem i Lisą, ciekawi mnie jak wymyślacie sobie ciąg dalszy tej historii ;D Ale na pewno nie będziecie się spodziewać takiego przebiegu akcji, jaki ja wymyśliłam do tego, mam nadzieję, że będziecie zadowoleni, jak się dowiecie o co chodzi w przyszłych odcinkach, ale jeszcze trooochę czasu do tego, aż to się wyjaśni ;p

4 komentarze:

  1. No nie mów, że to Tom ją skrzywdził! ;( Przecież on nie jest taki... Ale jeśli mamy być zadowoleni, gdy się to wyjaśni, to myślę, że jednak Tom ma coś dobrego z nią wspólnego xD Mam taką nadzieję ;D Miło ze strony chłopaków, że chcą się zająć swoim przyjacielem. Co prawda późno sobie o nim przypomnieli, ale liczą się dobre chęci :D Świetny odcinek, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Coo...? Jak możesz kończyć w takim momencie?! no nie wierzę po prostu... pisz szybko bo tu umrę!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że chłopcy są tacy dobroduszni. To tylko dobrze o nich świadczy, że chcą pomóc swojemu przyjacielowi, nawet jeśli tak długo go nie widzieli ;)
    Kurczę, mam w głowie dwa pomysły na dalszy ciąg opowiadania, ale z czasem zobaczymy czy trafiłam ;)
    Czekam na kolejny odcinek, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta historia staje się coraz bardziej klarowna, choć jestem zdumiona, że chłopaki zdobyli się na to, by przyjąć do siebie Jamesa. Jeszcze nigdy wcześniej nie brałam takiej opcji w ogóle pod uwagę, choć właściwie... ujęłaś to w ten sposób, że wymyślił im nazwę zespołu. Mają za co być mu wdzięczni. Ach, no i Lisa! Wydaje mi się, że to Tom ją wtedy zgarnął, tylko... co się takiego stało, że ona trafiła do tego szpitala...? (Pomijając sytuację, która wydarzyła się u niej w domu) Ja już wolę o tym nie myśleć. xD

    OdpowiedzUsuń