środa, 6 listopada 2013

Pierwszy

Trzy lata później * studio Tokio Hotel * Hamburg


Właśnie skończyli nagrywać ostatnią piosenkę nowego albumu. Całą czwórką opadli zmęczeni na brązową, skórzaną sofę. W końcu mieli teraz jakiś czas wolny od pracy, kiedy album był gotowy. Jednak David postanowił, że ten czas wolny nie będzie aż taki długi, jak to sobie chłopcy wyobrażali.
- No dobrze, skończyliście płytę, ale to nie znaczy, że pracę też. Czeka was pewnie pełno wywiadów na temat nowej płyty, planowania trasy koncertowej, więc nie przyzwyczajajcie się do wolnego moi drodzy. Mniej więcej już za dwa tygodnie macie pierwszy wywiad, dam wam jeszcze wszystkim znać kiedy dokładnie, bo tego nie wiem. Wszystko jest dopiero ustalane. Także proszę was, uważajcie przez te dwa tygodnie, żadnych wyjazdów, wycieczek nigdzie, absolutnie! Wiecie o tym, że macie nie być rozpoznawalni, ciężko wam to wychodzi, ale błagam was chłopaki, żeby żadne paparazzi nie zrobiło wam ani jednego zdjęcia! W szczególności mówię do ciebie Tom, jak zobaczę jakieś twoje zdjęcie z dziewczyną w gazecie to naprawdę tego pożałujesz, a zwracam się do ciebie bo o ciebie najbardziej się obawiam - zakończył swoją wypowiedź patrząc srogo na Toma wytykając na niego palcem wskazującym.
- Nie patrz na mnie! Ja zawsze jestem grzeczny - wyrzucił. Wszyscy na niego spojrzeli, a jego bliźniak powstrzymywał się od śmiechu z niego.
- Tak Tom.. oczywiście, przecież ty jesteś jak aniołek - mruknął ironicznie menedżer. - Bardziej to mi do Billa pasuję, jesteście przeciwieństwem po prostu. Wiem, że Bill nie nabroi na pewno - mówił. - Więc zajmij się jakoś Tomem - poprosił czarnowłosego.
- Ja?! Przecież go się nie da okiełznać. To jest po prostu idiota, ja mu nie dam rady - odpowiedział wstając i stanął obok mężczyzny.
- Bill ja wiem, że ty dasz sobie radę, proszę cię. Po prostu pilnuj, żeby z żadnymi laskami się nie panoszył, żeby ich nie było kilka bo mi wstyd za niego. Jedną zniosę, chłopak ma prawo, ale bez przesady, żeby nie robił tego jak zawsze, że co kilka dni widują go z inną - jego ton stał się spokojniejszy. Do Billa miał zaufanie, nie to co do Toma. Oczywiście, że kochał tych chłopaków, ale czasem robili mu takie kłopoty, że musiał chodzić na wizyty do swojego psychologa, żeby o tym z nim porozmawiać. Mógł sobie w końcu na to pozwolić.
- Dobra, postaram się - wokalista poklepał po ramieniu Davida i spojrzał z powrotem na resztę zespołu zatrzymując wzrok na swoim bracie. - Idziemy już, Tom.
- Ok, nie będę tu dłużej siedział i słuchał jakie to zaufanie ma do mnie nasz menedżer.. - mruknął wstając. - Zobaczysz David, ja ci udowodnię, że potrafię się pilnować, to tylko dwa zasrane tygodnie - prychnął i wyszedł a Bill za nim.

***

- Mógłbyś już odpuścić mu wiesz? On ma rację co do ciebie - zaczął Bill kiedy jechali już autem do domu.
- Więc ty też jesteś przeciwko mnie?! Walcie się wszyscy - dredowłosy zatrzymał się nagle na poboczu. - Wysiadaj i mnie nie denerwuj.
- No chyba żarty sobie robisz, nigdzie nie wysiadam, jedziemy do domu! - wybuchnął Bill. Nie tolerował brata w tym momencie. Jak on się w ogóle zachowywał. Po prostu zatrzymuje się i każe mu wysiadać. Bliźniak był wściekły na niego, przecież zaczynając rozmowę, mówił prawdę.
- Bill kurwa wysiadaj to moje auto! Nie obchodzi mnie jak wrócisz do domu, spadaj - czekał, aż wysiądzie i patrzył na niego cały czas przeszywającym wzrokiem.
- Dobra przepraszam, David nie ma racji, a ty jedź już do domu i nie rób akcji - powiedział wokalista. Tom westchnął ciężko, wiedząc, że mówił to i tak tylko dlatego, żeby nie kazał mu wyjść. Ale odpuścił już sobie i nie odzywając się więcej ruszył dalej już bez żadnych małych postojów na drodze.Bill spoglądał czasem na swojego zbulwersowanego Toma. Dłonie mocno zaciskał na kierownicy, czoło miał zmarszczone, zagryzał lekko wargi. 
Kiedy dojechali starszy bliźniak wyszedł z samochodu jako pierwszy i nie patrząc na brata od razu wszedł do domu, po czym wbiegł do góry po schodach i zamknął się w pokoju. Bill zmierzył powoli za nim. Poszedł do kuchni i zrobił sobie herbaty, usiadł na drewnianym krześle i zaczął ją pić. Nagle zadzwonił jego przyjaciel Andreas. 
- Tak? - czarnowłosy odebrał i przyłożył komórkę do ucha.
- Słuchaj Bill. Pamiętasz może Jamesa? Kiedyś się z nim przyjaźniliśmy, wiesz, że miał problemy w rodzinie i był w psychiatryku, ale to nie zmienia faktu, że był naszym przyjacielem no i niedługo wychodzi, może byśmy się z nim spotkali? - zaproponował, a Bill, aż wypluł herbatę z ust. - Coś się stało?
- Nie, tylko tak.. Jej, jestem w szoku, w ogóle zapomniałem o nim i o tym. Jasne, że chcę się z nim spotkać, Tom też będzie chciał na pewno - powiedział z lekkim uśmiechem. To, że James był w zakładzie psychiatrycznym, nie znaczy, że był jakiś gorszy, skoro stamtąd wychodzi, znaczy, że jest wszystko już z nim w porządku, a był tam bo miał problemy, a oni to rozumieli, przecież byli przyjaciółmi kiedyś, zanim James tam trafił, a Tom i Bill stali się sławni. Wiedzieli doskonale co działo się w jego domu, mówił im o tym, bo sam sobie z tym wtedy nie radził, był młodszy, bezbronny. Starali się mu pomagać, wspierać go, ale przecież nie mogli nic zrobić. Ale w końcu tam trafił i może to było lepsze dla niego. Niektórzy ludzie myślą, że jeśli ktoś jest w takim miejscu jakim jest on, to są inni, coś jest z nimi nie tak, ale przecież nie jest tak ze wszystkimi, niektórzy mogą być chorzy, ale niektórzy mieli problemy, z którymi sobie nie radzili, tak jak James. I to nie było jego winą, że miał takie problemy w domu.
- To ja jeszcze się dowiem dokładnie kiedy on wychodzi i możemy iść po niego tam, może nam pozwolą i wtedy byśmy go zabrali. Tak w ogóle to co z nim teraz będzie? Musimy pomóc mu, żeby załatwił sobie jakieś mieszkanie czy coś, znaczy ci z tego szpitala mu pomogą, ale my też w sumie możemy - stwierdził. Mimo, że Andreas na co dzień był chamem, przyjaciele byli dla niego bardzo ważni, szczególnie James, który mógł mieć teraz ciężko.
- OK, postaramy się coś zrobić, ale najpierw się z nim spotkamy. To zadzwoń jak już będziesz wszystko wiedział, dzięki. Cześć - rozłączył się i odłożył telefon na stolik. Zaczął sobie przypominać Jamesa, jeszcze za dzieciaka.


Zakład/szpital psychiatryczny * Hamburg


Siedziała w białym, dość małym i prawie pustym pokoju. Znajdowało się tam jedynie łóżko, biurko i jedno drewniane krzesło. Odkąd tu przyszła polubiła rysowanie i malowanie, pełno jej obrazków wisiało na ścianach. Z dnia na dzień jej stan się polepszał, w końcu była już tu dwa lata po ostatnim złym wydarzeniu z przeszłości. Wiedziała, że jeżeli kiedyś stąd wyjdzie, nie będzie mogła nikomu mówić o tym co przeżyła, nawet nie chciała, wstydziła się tego wszystkiego co było. Nagle usłyszała kroki, a po chwili do pokoju weszła jej opiekunka, pani Kate Smith. Widząc ją, szesnastolatka uśmiechnęła się. Bardzo lubiła spędzać z nią czas i cieszyła się, że ona jest właśnie jej opiekunką, a nie ktoś inny. Kiedy Lisa zaczynała dochodzić do siebie, nawet zaczęły się zaprzyjaźniać, mimo iż pani Smith była po trzydziestce. Uważała, że Lisa to naprawdę wspaniała dziewczyna i nie zasługiwała na taki los, ale niestety trafiła tutaj przez to co działo się w jej życiu. Najpierw problemy z jej ojcem, widziała śmierć matki, jej porwanie na cały rok, gdzie nikt nie ma pojęcia co się z nią wtedy działo, jedynie ona wie, cały czas to pamięta, nie chciała tego wspominać i opowiadać tego na wszystkich zeznaniach, aż w końcu ktoś ją uratował i znalazła się właśnie tu. Mimo wszystko, mimo że jest w takim miejscu, cieszy się z tego, bo w końcu tutaj nic złego nie mogło ją spotkać. 
- Lisa skarbie, pan doktor powiedział, że możemy dzisiaj też iść na spacer po terenie szpitala, ty się lepiej czujesz, jest ładna pogoda, chciałabyś? - zaproponowała jasnowłosa kobieta siadając na łóżku obok dziewczyny. 
- Jasne, że tak - odparła z delikatnym uśmiechem. Obie podniosły się z miejsc. Kate pomogła blondynce założyć dżinsową kurtkę i właściwie już mogły wychodzić. Zmierzyły najpierw przez długi korytarz gdzie było kilku pacjentów ze swoimi opiekunami, właśnie tak jak Lisa. Niektórzy byli w gorszym stanie od niej, patrzyli beznamiętnie w okno, albo chaotycznie się rozglądali, szeptali coś pod nosami, trzęśli się, śmiali. Jednak ci w naprawdę złym stanie byli w pokojach i nie mogli wychodzić. Znajomy Lisy, miły chłopak w jej wieku, po tak samo złych przeżyciach w rodzinie jak ona, szedł też na spacer.
- Cześć Lisa - pokiwał jej z lekkim uśmiechem, który odwzajemniła i również mu pomachała mówiąc zwykłe: "cześć James". Życie tutaj było po prostu: przykre, smutne, monotonne. Każdego dnia było to samo. Siedziało się w pokoju, czasem można było wyjść na spacer, porozmawiać. Ludzie tutaj zapominali nawet jak wygląda normalne życie poza tym szpitalem, tylko niektórzy wiedzieli.
Szły dalej, a niestety pomieszczenia w szpitalu i niektóre pokoje były w takim miejscu, że musiały przejść przez korytarz niedaleko nich. Było tam zazwyczaj słychać różne krzyki, trzaski i inne dźwięki. Lisa zazwyczaj zamykała oczy starając się myśleć o czymś innym kiedy przechodziły tamtędy, a pani Kate ją prowadziła po prostu, bo była do tego przyzwyczajona. Dziewczyna jednak po spędzeniu tu dwóch lat nie.
Wyszły w końcu na zewnątrz. Spacerowały powoli po małym parku, który był na terenie szpitala. Lisa uwielbiała takie spacery. Właściwie taki spacer był tutaj największą atrakcją. Zbliżało się lato, ale czasem było jeszcze chłodno na dworze i był mocny wiatr. Dzisiaj jednak pogoda dopisywała. Słońce świeciło, niebo było tylko lekko zachmurzone, było dość ciepło. Dziewczyna uśmiechała się spacerując i rozglądając. Spostrzegła, że James ze swoim opiekunem, panem Johnsonem wychodzą poza teren. Spojrzała pytająco na Kate.
- James niedługo wyjdzie ze szpitala, pan Johnson zabiera go już na spacery nie tylko po szpitalu - uśmiechnęła się kobieta.
- A ja nie mogę wyjść na taki spacer? Przecież też jestem już w dobrym stanie, tak jak James - mówiła Lisa.
- Kochanie. Jeszcze trochę czasu, wiesz.. może ty widzisz to inaczej, sądzisz, że jesteś w tak samo dobrym stanie, ale tak nie jest. My lepiej dostrzegamy jak się czujecie, zmiany w waszym zachowaniu. James też nie miał najlepszego życia, ale jednak miał mniej takich przeżyć jak ty i mu jest łatwiej, uwierz skarbie, że tak jest na razie lepiej dla ciebie. Obiecuję, że za kilka dni porozmawiam z lekarzem i pójdziemy sobie też na taki spacer. Dobrze? - zaoponowała zatroskanym tonem opiekunka. Lisa skinęła tylko trochę smutno głową i poszły dalej. Usiadły na ławce i rozmawiały. Zazwyczaj o tym jak Lisa się czuję, o jej samopoczuciu.
- Pani Smith! - usłyszały obie męski głos. Odwróciły się i zobaczyły lekarza idącego w ich stronę. - Liso możesz poczekać chwilkę? Porozmawiamy tylko - powiedział. Dziewczyna uśmiechnęła się i odeszła kawałek.
- Coś się stało? - zapytała zmartwiona kobieta, myślała, że coś złego może się dziać z Lisą, skoro lekarz tak nagle przyszedł.
- To znaczy, to dobra wiadomość. Za tydzień Lisa idzie na spotkanie z psychiatrą, już ostatnie. Wydaję mi się, że po tym, będzie mogła już wyjść. Także musimy teraz pozałatwiać różne sprawy co do szkoły, może ma jakąś babcię, kogoś z rodziny, z kim mogłaby zamieszkać - mówił, a na twarzy Kate pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
- Naprawdę?
- Tak. I wydaję mi się, że powinnaś teraz często z nią wychodzić ale nie tylko po naszym terenie - oświadczył z uśmiechem, zerkając w oddali na dziewczynę.
- Właśnie dzisiaj prosiła mnie, żebym z panem porozmawiała o tym, bo chciała iść na taki spacer. Widziała jak pan Johnson zabiera Jamesa. Ale się ucieszy - powiedziała rozpromieniona. Cieszyła się bardzo, że jej podopieczna w końcu będzie znów normalnie żyła.
- To tyle co miałem do powiedzenia - uśmiechnął się. - Niech jej pani to przekaże - odwrócił się na pięcie i wrócił spokojnym krokiem do budynku.
- Lisa! Lisa! - pospiesznym krokiem zmierzyła do szesnastolatki i złapała ją za ramię. Nastolatka odwróciła się patrząc na nią swoim jak zwykle smutnym wzrokiem, a jej usta się uśmiechały. - Skarbie mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. Za tydzień masz ostatnie spotkanie z psychiatrą, wtedy on wszystko stwierdzi i doktor Martin powiedział, że po tym spotkaniu możesz już stąd wyjść, ale będzie to zależało oczywiście od zdania psychiatry. Musimy tylko załatwić tobie szkołę, to znaczy jeżeli wolisz, możesz mieć indywidualne lekcje. Skontaktujemy się z kimś z twojej rodziny, z kim mogłabyś mieszkać i być bezpieczna, oczywiście najpierw będziemy musieli porozmawiać z tą osobą, sprawdzić czy ma odpowiednie warunki dla ciebie - wytłumaczyła jej.
- To świetnie, a... będę mogła się z panią czasem jakoś widywać? - spytała. Cieszyła się bardzo w głębi serca. Ale myśl o tym, że rozstanie się z Panią Smith, sprawiała, że trochę posmutniała.
- Och oczywiście kochanie, tym się nie przejmuj, jak mogłabym się z tobą nie widywać? Przecież jesteś dla mnie jak moje własne dziecko, tyle czasu opiekowałam się tobą - powiedziała. Nie mogła mieć dzieci, po prostu tak się stało, ale Lisę traktowała jak własną córkę i kochała ją w taki sposób.
- Bo ja nie chcę się z tobą rozstawać - przytuliła się do kobiety mocno. Ona pogłaskała ją po plecach i się uśmiechała.
- Nie martw się, będziemy się spotykać. Przez ten tydzień będę trochę zalatana z doktorem bo będziemy załatwiali te sprawy o których ci mówiłam, ale kazał też, żebyśmy teraz częściej chodziły na spacery i nie tylko tutaj po zakładzie. Jeszcze tylko tydzień i będzie wszystko normalnie, obiecuję, że będziesz miała cudowne, nowe życie...


###
No więc jest pierwszy, mam nadzieję, że nie jest tak źle ;D Oczywiście nie martwcie się, cały blog nie będzie się opierał na tym zakładzie xD to tylko taki wstęp ;)
Sprawa z tym jej "porwaniem" niedługo się wyjaśni, możecie być ciekawi co się z nią działo, ale niestety potrzymam was trochę w niepewności haha ;D
Co do tych spacerków tam w tym szpitalu, wydaję mi się, że normalnie raczej nie ma czegoś takiego, że nawet jak niedługo mają stamtąd wyjść i nawet z jakimiś opiekunami to raczej nie mogą chyba wyjść poza taki zakład/szpital bo to w końcu teren zamknięty. Ale ja musiałam tak zrobić, a w następnych odcinkach dowiecie się dlaczego ;)

3 komentarze:

  1. Zakład psychiatryczny... Tego jeszcze nie czytałam ;D To Tom ją wtedy znalazł i jakoś pomógł prawda? I teraz ją ujrzy po takim czasie! Właściwie uratował jej życie. Tak przypuszczam, że to on xD No bo któż inny mógłby być takim bohaterem xd Chyba, że jest jeszcze inna wersja, znacznie gorsza... Nigdy wcześniej się nie spotkali ;( I ten koleś co ją zgarnął do samochodu, to on był porywaczem! W mojej głowie tworzą się już różne wizje, i w sumie wolę chyba te pierwszą xd delikatniejszą :D Ale nie będę już tworzyć kolejnych domysłów, czekam na następny odcinek, który mam nadzieję więcej wyjaśni. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłaś idealnie w moje gusta z zakładem psychiatrycznym ;D bywają takie sytuacje, że pacjent w towarzystwie opiekuna może opuścić zakład psychiatryczny, pod warunkiem, że ma przepustkę, którą musi wydać lekarz. Są to raczej pacjenci, którzy czują się znacznie lepiej od pozostałych. Są to sporadyczne sytuacje, ale na ogół takie rzeczy są niemożliwe w dużym stopniu. No, ale w opowiadaniu można wszystko ;)
    Ale bez względu na wszystko cieszę się, że Lisa jednak wyjdzie i Tom lub może Bill nie będą musieli jej tam odwiedzać ;)
    Czekam na kolejny i pozdrawiam ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakład psychiatryczny, hmm... no ok, da się przełknąć. Ja naprawdę nie lubię takich miejsc :x Mam nadzieję, że opowiadanko nie będzie się tam za długo działo :D Chociaż... zaintrygował mnie wątek z Jamesem, o! :)

    OdpowiedzUsuń