środa, 27 listopada 2013

Trzeci

dwa dni później * Zakład/szpital psychiatryczny 


Przetarła mocno oczy, a później otworzyła je. Obraz miała jeszcze lekko zamazany, bo dopiero przed chwilą się obudziła. Przypominała sobie co zrobiła wczoraj przed snem. Żałowała i to bardzo. Nie z powodu samego czynu, bo pomogło jej to, już nie pamiętała kiedy ostatnio to zrobiła, ale żałowała z tego powodu, że bała się, jeśli ktoś to tutaj zobaczy. Mogło to przedłużyć jej pobyt tutaj, a tego nie chciała w żadnym wypadku. Nie czuła się już tak jak kiedyś, czuła się normalnie, jakby nie miała żadnych przykrych wspomnień. Pamiętała je, ale nie prześladowało to ją tak bardzo jak na początku pobytu tutaj. Kiedy wczoraj zobaczyła tu tego chłopaka, czuła przez chwilę jakby wszystko wróciło, już nie wspomnienia o ojcu, tylko o jej zniknięciu na calutki rok. To było też najgorsze wspomnienie, a tamten chłopak uczestniczył w tym, na samym początku, może nie zdawał sobie z tego sprawy, ale zrobił to, skrzywdził ją, to jego będzie pamiętała, bo on był pierwszym i to właściwie jakby on jej pokazał co będzie musiała przeżywać przez cały czas, jak jej tak mówiono. Odetchnęła jednak na końcu kiedy sobie to przypominała, ktoś ją uratował, pomógł jej. Miała wtedy iść w tym samym celu, ale ten ktoś zobaczył jej strach w oczach, ten ból, mimo straty pieniędzy, wziął ją na policje i to wszystko się skończyło. Nie miała teraz pojęcia kto to, ale będzie wdzięczna do końca życia. 
Spojrzała na swoje ręce, znowu to samo co dwa lata temu, gdy tu trafiła. Łzy spłynęły jej po policzkach, to wszystko było jego winą, tylko dlatego, że go zobaczyła, może zaprzepaścić jej szansę, na wcześniejsze wydostanie się stąd. 
Usłyszała kroki z korytarza, więc była przekonana, że to pani Smith. Zaciągnęła szybko rękawy do nadgarstków, żeby zakryć świeże rany i usiadła jakby nigdy nic. 
- Witaj Liso - zdziwiła się jednak, kiedy ujrzała w drzwiach swojego lekarza i psychiatrę. 
- Dzień dobry - odpowiedziała cichym, delikatnym głosem i uśmiechnęła się mizernie. Obaj mężczyźni weszli do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Lekarz usadowił się obok pacjentki, a drugi usiadł na krześle na przeciwko dziewczyny. Oboje uśmiechali się do nastolatki. 
- Słuchaj Liso, mamy dobrą wiadomość, sesja z psychiatrą jak widzisz została przełożona na dzisiaj, przepraszam, że pani Smith nie poinformowała cię wcześniej, ale sam dowiedziałem się dzisiaj. Sam pan White dowiedział się dziś, że ma odwołaną jedną konsultację, więc postanowił, że może dziś się spotkać z tobą, to nie potrwa długo, chyba się zgadzasz tak? - mówił doktor. 
- Tak oczywiście - odparła entuzjastycznie. - Byle tylko najszybciej stąd wyjść - mruknęła pod nosem, czego nie słyszeli i o to jej chodziło. 



Stadtpark * około godziny dwunastej


- Może nie rzucaj aż tak daleko tego kija? - zapytał lekko zmartwiony James, patrząc jak Tom bawi się z psem. Gitarzysta rzucał Scotty'emu patyka, a on biegał tak daleko, że znikał im czasem z oczu. 
- Spokojnie, nie zgubi się - zapewnił go Bill stojący obok. 
- A jak tak? Tak daleko rzucasz, może nas nie znaleźć potem z powrotem - powiedział patrząc na dalszą zabawę właściciela z pupilem. 
- James, uspokój się, znajdzie - uśmiechnął się starszy z braci, opierając dłoń na ramieniu przyjaciela. 
- Jak uważasz - westchnął tylko. - A ja mogę mu rzucić? - zapytał trochę niepewnie. Kumpel pokiwał tylko głową z bananem na twarzy i dał mu kija. Brunet zamachał się i rzucił tak, że Scotty zniknął im od razu z oczu biegnąc za kawałkiem drewna. 
- A ty mi mówisz, że to ja nie powinienem za daleko rzucać - zaśmiał się dredowłosy. Zwierzak jednak od dłuższego czasu nie wracał, więc zaczęli się martwić. Zmierzyli w ślady psa, a kiedy już minęli drzewa zobaczyli go jak się podlizywał jakiejś dziewczynie, która była jeszcze z inną kobietą. Merdał ogonem, szczekał, lizał po rękach, cieszył się. 
- To ja po niego pójdę, przy okazji pogadam z Lisą - oświadczył James i pobiegł do koleżanki, do której właśnie podbiegł Scotty.
- Tom.. Wczoraj znowu poszedłeś na jakąś imprezę i pewnie byłeś z jakąś laską i pewnie paparazzi....
- Bill skończ! Może przestałem? Może wcale nie byłem na żadnej imprezie - mruknął, oczywiście nie zgodnie z prawdą.
- Nie wiem za kogo ty się masz, za jakiegoś Boga seksu? - zadrwił młodszy bliźniak. Czuł nawet wstręt i obrzydzenie do brata. Jak można być tak blisko z osobą, której się nie zna. Przecież w takiej sprawie chodzi o miłość. Jeśli człowiek bardzo kocha kogoś i nie ma już jak tego lepiej udowodnić, to po prostu oddaje się tej drugiej osobie. Najwyraźniej Tom oddawał się tak każdej kobiecie w jego życiu. 
- Może tak. Myślisz, że nie byłbym w stanie przelecieć dziewczyny? Ja jestem w stanie zrobić wszystko i do wszystkiego nakłonić nawet najbardziej oporną, jaką znajdziesz - odpowiedział pewny siebie i założył ręce na piersi. 
- Ha! Dobre - Bill pokiwał głową ze śmiechem. 
- Chcesz się założyć? - gitarzysta wystawił rękę w stronę brata, patrząc na niego poważnie. 
- O co ty chcesz się zakładać? Ja nie będę się bawił w takie bzdury - mruknął wokalista odsuwając dłoń bliźniaka od siebie. 
- A co? Boisz się, że przegrasz? No dalej Bill. Załóżmy się, że przelecę jakąkolwiek dziewczynę, którą mi wyznaczysz - powiedział, a jego brat zmarszczył lekko brwi. - Jeśli ja wygram to.. no właściwie wystarczy mi sama satysfakcja i seks, a jeśli ty wygrasz? Masz jakieś życzenia? 
- Mam. Jeśli ja wygram, ty przeżywasz celibat przez calusieńki rok. I nie ma, że nie dasz rady. Bez żadnego seksu i nawet bez żadnego całowania, przytulania, no przytulnie jedynie z jakąś koleżanką, ale żadnego łapania za tyłek, nawet za rączkę, czy za paluszek. Rozumiesz? Totalny celibat, przez cały rok, żeby David był raz z ciebie zadowolony, że z dziewczyną nikt cię nie widział - skończył patrząc na brata, a on stał z lekko uchyloną buzią. Jednak zamknął ją po chwili i spoważniał. 
- Dobra! Czyli mamy zakład - oświadczył gitarzysta. - Tylko wyznacz mi jakąś laskę.. 
- Tamta - uśmiechnął się cwanie Bill. Wskazał oczami dziewczynę, przy której stał właśnie James. Tom najpierw zmierzył ją wzrokiem. Blondynka, miała delikatną twarz, taką niewinną. Nie była uśmiechnięta, ale nie wydawała też pozoru smutnej, miała obojętną minę. 
- Widziałem ją wtedy w szpitalu jak byłem po Jamesa, serio mam się umawiać z psycholką? - mruknął niezadowolony. 
- Tak samo może myślałeś o Jamesie jak był tam, co? Z tego co James mi opowiadał to zaczął wychodzić poza szpital kiedy już zbliżał się termin jego wypisu stamtąd, więc może nie komentuj tak, nawet jej nie znasz - odparł mądrze.
- Dobra, koniec tematu. Jest zakład, tamta laska, spoko. James już idzie.. - oboje ogarnęli się i patrzyli na przyjaciela jak wraca do nich z psem.
- Wszystko ok? - zapytał patrząc na nich, wydawali się zdezorientowani.
- Tak, tak - mruknęli razem.
- To gdzieś idziemy teraz? - zapiął psa i spojrzał na nich. Kiwnęli głowami i wszyscy ustalili, że idą coś zjeść.


###
Cóż wiem, że krótki, ale może to taka mała kara, bo jestem naprawdę zawiedziona tym, że pod pierwszym i drugim odcinkiem były tylko po dwa lub trzy komentarze, a jakoś przy prologu więcej (dokładnie sześć od różnych osób). Biorąc jeszcze pod uwagę to, że np. pod pierwszym odcinkiem pojawiła się nowa czytelniczka, więc tak naprawdę powinno być chyba po siedem komentarzy, prawda? Nie pomijając tego, że jest pełno osób, które np nie mają konta i przecież nie wymyślą jednego zdania na komentarz anonimowy (ironia). A czemu nikt nie komentuje skoro widzę, że wyświetleń odcinka, w każdym jest tyle samo? Jest po czterdzieści wyświetleń każdego odcinka, a ostatnio po dwa, trzy komentarze, to naprawdę dołuje. Ja przyznam szczerze, że nie czytam wszystkich opowiadań, nie czytam większości jakie pojawiają się na FFTH, bo nie mam czasu, ale niektóre czytam, a te które czytam, to na pewno komentuję. Nie czepiam się was, ale jeśli będą komentarze, będą odcinki bardziej zadowalające. To zależy od was, zresztą mi nikt nie każe tego pisać. Więc jeżeli czytacie i chcecie kolejnych odcinków, to komentujcie.
Pozdrawiam czytelników, którzy zostawiają po sobie ślad ;*

piątek, 15 listopada 2013

Drugi

popołudnie * Dom Kaulitzów 


Muzyk leżąc w swojej sypialni chrapał cicho pod nosem, gdy spał. Miał teraz tak twardy sen, że nawet koniec świata by go nie obudził. Z wczorajszego dnia nie pamiętał wiele. Najpierw cała akcja z Davidem, później lekka kłótnia z Billem. Na wieczór zniknął, przynajmniej tak się wydawało Billowi, ponieważ gitarzysta w ogóle nie powiedział, gdzie wychodzi, a mianowicie wyszedł do klubu nocnego jak miał też w zwyczaju. Lubił imprezy, gorące dziewczyny i zimną wódkę. Wtedy nie obchodziła go kariera muzyka, myślał w ogóle o czymś innym, odchodził od świata rzeczywistego i bawił się w najlepsze. Dlatego zawsze kończyło się to tym samym: kacem, bólem głowy, rozpamiętywaniem co się wczoraj stało i czy przypadkiem nie spał z żadną dziewczyną, co nie raz się zdarzyło. Po ciężkim powrocie do domu z klubu, położył się na łóżko i zasnął w kilka sekund, a dziś do piętnastej popołudnie dalej śpi.
Jego bliźniak jednak oczekiwał jakichś wyjaśnień z jego strony, dlatego postanowił, że nie będzie dłużej czekał, aż wielki pan Kaulitz się wyśpi i poszedł go obudzić. Szturchał nim, łaskotał go po brzuchu, marudził mu nad uchem, żeby w końcu się obudził, jednak nic nie pomagało. Nie wiedział co jeszcze ma zrobić, więc po prostu, tak najzwyczajniej zepchnął go z łóżka. Przecież to było na niego najlepszą metodą.
- Auu, moja głowa! - Bill od razu uśmiechnął się dumnie, kiedy jego brat wykrzyczał te słowa. - Nie ciesz się ty gargamelu, może byś włosy ogarnął, a nie mnie straszysz.. - mruknął podnosząc się ledwo.
- Nie jestem gargamelem, a włosy mam ogarnięte. Może ty byś się lepiej ogarnął sam, bo śmierdzi od ciebie piwskiem i wódką, w ogóle śmierdzisz, pot od ciebie czuję Tom, idź się umyć - nakazał wokalista, zatykając specjalnie nos i wskazując drzwi od pokoju, prowadzące na korytarz.
- Dobra, jejku. Nie musisz mi wypominać, że śmierdzę.. nie umyłem się wczoraj, bo już mi się nie chciało, wróciłem strasznie zmęczony, a dzisiaj mnie głowa strasznie napieprza, więc na razie, błagam cię Bill, zamknij się dopóki mi nie przejdzie - poprosił patrząc na niego jak zbity pies.
- Wychodź stąd, ja tutaj ogarnę, tylko umyj się! Nie da się przebywać z tobą - wytknął znowu ciemnowłosy.
- Jeden dzień się człowiek nie umyje.. Już idę - wydukał biorąc kilka ubrań z szafy, po czym zmierzył do łazienki, która znajdowała się zaraz obok jego pokoju. Do Billa ktoś próbował się dodzwonić, ale miał wyciszony telefon. Kiedy wyjął go z kieszeni do ręki, żeby sprawdzić dokładną godzinę, zobaczył cztery nieodebrane połączenia. Postanowił oddzwonić, więc kiedy wystukał numer, przyłożył komórkę do ucha.
- Mamo, coś się stało? - zapytał zaciekawiony.
- Billy, mówiłeś coś o Jamesie wczoraj, a ja dzisiaj akurat spotkałam jego ciocię i rozmawiałam z nią. Mówiłeś, że chciałbyś z Tomem i Andreasem, żeby on był tam z wami, to musicie iść tam do tego zakładu kochanie i porozmawiajcie najpierw tam ze wszystkimi czy w ogóle jest taka możliwość - oświadczyła, a Bill kiwał przytakująco głową słuchając. Rozmawiał jeszcze chwile, a później się rozłączył, gdy wszystkiego się dowiedział. Zdążył posprzątać jeszcze w pokoju Toma, zanim ten wyszedł gotowy z łazienki.
- Tom, jest sprawa - podszedł do starszego brata. Tom zakładając jeszcze czapkę, spojrzał na niego.
- No, o co chodzi? - usiadł na świeżo pościelonym łóżku, a Bill obok niego.
- Mówiłem ci wczoraj o Jamesie, pamiętasz? - spytał, a bliźniak skinął głową. - Więc z tego powodu, że tak nabroiłeś wczoraj pewnie i dzisiaj do tego najbardziej jesteś wyspany, ty pojedziesz dzisiaj do tego szpitala psychiatrycznego, zapytasz o Jamesa, jeśli nie pamiętasz to nazywa się Zimmermann, musisz najpierw iść do dyrektora zakładu, porozmawiasz z nim....
- Ej no zaraz, ale czemu akurat ja?
- Nie przerywaj mi i słuchaj. Porozmawiasz z dyrektorem, czy James będzie mógł mieszkać z nami, czy w ogóle jest taka możliwość, jeżeli jest to pewnie wyśle cię to jego opiekuna i dalej będziesz wiedział, po prostu musisz pozałatwiać te sprawy, a jutro pojedziesz po Jamesa jak rzeczywiście będzie mógł być z nami, dobrze? Zrób to proszę, nie dla mnie, tylko dla niego, to nasz przyjaciel - stwierdził, a Tom tylko skinął głowę, już nie zaprzeczając.


następnego dnia * Zakład/szpital psychiatryczny * Hamburg


Czuł, że jego życie może zacząć się na nowo. Nigdy wcześniej nie cieszył się tak jak dzisiaj. Siedział już na łóżku, czekając tylko na pana Johnsona. Wcześniejsze spotkanie z psychiatrą było normalne, stwierdzono, że może już wyjść. Po tej wiadomości strasznie ucieszył się w głębi serca, jednak nie pokazał tego, bo kiedy zacząłby skakać i krzyczeć z radości, to zapewne by go jeszcze nie wypuścili. Siedząc tak na łóżku i rozmyślając o tym, jak będzie teraz wyglądało jego życie, usłyszał kroki. Domyślił się, że jest to jego opiekun, więc podniósł się gwałtownie z krzesła.
- James, jest to twój ostatni dzień tutaj, ale.. masz gościa - poinformował pan Johnson i przesunął się, żeby tajemniczy odwiedzający, mógł wejść do sali. Opiekun zamknął drzwi, żeby mogli zostać sami. Ciemnowłosy stał jak wryty przez kilka najbliższych sekund. W jego sali stał nikt inny jak sam Tom Kaulitz. Gitarzysta patrzył na starego przyjaciela, który cały czas miał otwarte usta i był w wielkim szoku.
- Cześć - Tom powiedział cicho na wstępie, nie wiedział za bardzo co mówić. Tyle czasu się nie widzieli. James zawsze był wrażliwym chłopakiem, ale teraz modlił się w głębi duszy, żeby tylko się nie rozpłakać. Z całej trójki: Billa, Andreasa i Toma, on był jego najlepszym i najszczerszym przyjacielem. Nie miał pojęcia jak się zachować, cały czas stał i miał wrażenie, że za chwile zemdleje i padnie na podłogę. - James...
- Yy.. Cześć - potrząsnął lekko głową i spojrzał na chłopaka naprzeciwko. - Co ty tu robisz? - spytał lekko niepewnie i zrobił krok w jego stronę, gdyż dzieliło ich kilka metrów, oboje stali na różnych końcach sali.
- Wiesz, Andreas nam powiedział, że stąd wychodzić. Szczerze mówiąc, ja w ogóle zapomniałem gdzie ty się podziałeś, pamiętałem, że zniknąłeś, gdzieś cię zabrali, gdybym wiedział tylko, że tutaj, że tak blisko naszego studia, gdzie jesteśmy prawie ciągle z Billem. James gdybym ja tylko wiedział.. Przepraszam, tak długo się nie widzieliśmy, byłem i jestem przecież twoim przyjacielem, ty byłeś tu, a ja ani razu cię nie odwiedziłem, ale nie wiedziałem. Mieliśmy wtedy piętnaście, czternaście lat, mama mi nie powiedziała, Bill też nie wiedział, ani Andreas. On się dowiedział od twojej cioci i to kilka dni temu. Z tobą było źle, powinniśmy być z tobą, przepraszam, naprawdę. Gdybym wiedział.. Jezu gdybym ja wiedział, że tutaj to odwiedzałbym cię najczęściej jakbym tylko mógł - mówił z głową spuszczoną w dół. Było mu głupio, czuł się strasznie winny. Brunet zbliżył się jeszcze do dredziarza, a łzy nie wiedząc czemu napłynęły mu do oczu. - Słuchaj przyszedłem, żeby ci powiedzieć też, że chcemy ci pomóc teraz. Będziemy z Billem i Andreasem robić wszystko żebyś teraz czuł się dobrze jak wyjdziesz, miałeś mieszkać z ciocią w Loitsche, ale doskonale wiedzieliśmy jak zawsze jej nienawidziłeś, dlatego wczoraj jeszcze przyjechaliśmy tutaj i z chłopakami postaraliśmy się, żebyś mógł być z nami tutaj w Hamburgu. Jeszcze tylko ty musisz się zgodzić, to zależy od ciebie gdzie wolałbyś być. Chodziłbyś z Andreasem do szkoły, bo my z Billem mamy i tak lekcje prywatne, później o wszystkim porozmawiamy, będziesz mógł pytać o wszystko - wytłumaczył i pozwolił sobie usiąść na łóżku.
- Czyli tobie i Billowi udało się z zespołem mam to tak rozumieć? Mówiłeś o studiu - spostrzegł i usiadł obok Toma.
- Tak, mamy zespół Tokio Hotel, pamiętam jak wymyśliłeś nam tą nazwę, a teraz pod tą nazwą jesteśmy znani na całym świecie właściwie - uśmiechnął się przechylając głowę w jego stronę. Położył rękę na ramieniu kumpla.
- Mogę pytać cię o co chcę?
- Tak, pytaj śmiało - odpowiedział gitarzysta. James zamknął oczy przypominając sobie rodziców. Kłócili się, bili go, on każdego wieczoru chodził z żyletką do łazienki i ciął ręce, a kiedy na nich nie było miejsca, przenosił się na nogi. Kiedy już miał same blizny, znów ciął się po rękach, zarazem czekając, aż na nogach będzie mógł znowu i tak ciągle. To Tom znalazł go kiedy chciał popełnić samobójstwo i uratował go. 

Nocował wtedy u niego i Billa, więc właściwie czuł się bezpieczny, ale przecież nie na długo. Miał ze sobą tabletki, a że bliźniacy akurat wtedy załatwili alkohol, co nie było łatwe w ich wieku, to James chciał to wykorzystać. Z wymówką, że musi iść załatwić swoje potrzeby w łazience, poszedł z piwem w ręku, a w kieszeni miał tabletki. Tom zorientował się, że coś było nie tak, Bill był za bardzo pijany, trochę przesadził. Gitarzysta pobiegł za przyjacielem, który nie zakluczył drzwi. Wtargnął do łazienki, gdzie zastał zapłakanego przyjaciela, który siedział i akurat popijał piwo. 
- James! Oszalałeś?! - krzyczał Tom i opadł na kolana przy nim. Chłopak spojrzał bezsilnie na niego i uśmiechnął się delikatnie, jakby przez chwile czuł się szczęśliwy, że za chwile odejdzie. Byli sami w domu, więc nie było nikogo dorosłego. - Bill! Dzwoń po mamę! - miał łzy w oczach ze spanikowania i strachu przed utratą przyjaciela. Bliźniak coś marudził pod nosem, nie miał pojęcia co się dzieje w łazience, przejmował się tylko tym, żeby mama nie dowiedziała się, że piją alkohol. - Bill kurwa proszę cię dzwoń! - rozpłakał się i zmusił przyjaciela żeby wstał. Podszedł z nim do toalety, podniósł klapę i nie myśląc o tym, ani nie brzydząc się tego po prostu włożył Jamesowi palce do ust, zmuszając go, żeby zaczął wymiotować. Miał nadzieję, że zwróci te tabletki i będzie wszystko dobrze.

- Czy.. u moich rodziców wszystko w porządku? - spojrzał na niego, a łzy spłynęły mu po policzkach. Tom wiedział jak krzywdzili Jamesa, ale on był dobrym chłopakiem i mimo wszystko ich kochał jak dziecko swoich rodziców.
- Z tego co wiem, to nie mają już praw do ciebie, było kilka spraw w sądzie, raz moja mama musiała iść. Przeprowadzili się, mieszkają teraz w Londynie, nie mam pojęcia jak im się wiedzie teraz w życiu, wiem tylko tyle od mojej mamy, która właśnie kilka dni temu też rozmawiała z twoją ciocią jak Andreas nam już powiedział co z tobą - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Aha - nie wiedział co powiedzieć, tylko na tyle było go stać.
- Więc James, masz czas, żeby zdecydować się gdzie chcesz być... - nie zdążył dokończyć, chłopak mu przerwał.
- Chciałbym być z wami - powiedział tylko.
- Chcesz może jeszcze porozmawiać, czy już chcesz powiedzieć o tym i będziemy mogli właściwie iść, bo ja już rozmawiałem z twoim lekarzem, psychiatrą i opiekunem, załatwiłem wszystko.
- Chcę stąd jak najszybciej wyjść - kolejne łzy spłynęły mu po policzkach. Tom spojrzał na niego smutno i po prostu go przytulił przyjacielsko.
- Chodźmy, z tego co wiem już jesteś spakowany, możemy iść - oboje wstali, muzyk trzymał swojego kumpla za ramię. Otworzył drzwi, a za nimi stał pan Johnson.
- James? - zapytał mężczyzna i spojrzał na swojego podopiecznego. On spojrzał znacząco na Toma i się uśmiechnął.
James z Tomem po jeszcze jednej rozmowie z dyrektorem szpitala, zmierzali już do wyjścia James był uśmiechnięty jak nigdy, ale nagle zobaczył w oddali swoją znajomą, Lisę. Była smutna, tak jak on jeszcze kilka dni temu. Tom również ją zauważył, wtedy ona spojrzała na nich. Jej wzrok nagle stał się jeszcze smutniejszy, była wręcz przerażona. Ciemnowłosy był zdziwiony lekko widząc ją z takim wyrazem twarzy, Patrzyła na Toma, jakby miał ją za chwilę zabić. On też na nią patrzył. Pamiętał ją, znał ją skądś. Ona też go znała i pamiętała. Szła ze swoją opiekunką, więc czułą się bezpieczna. Jej wzrok uciekał po korytarzu, była spanikowana.
- To on.. - szepnęła do pani Smith i przytuliła się do niej. Tom widząc tą całą sytuację był wstrząśnięty, bo nie wiedział kim jest ta dziewczyna, wiedział tylko, że nie widzi jej pierwszy raz na oczy na pewno.
Opiekunka dziewczyny doskonale wiedziała o co jej chodzi, wiedziała o niej wszystko, a o tym opowiedziała jej od razu, kiedy zaczynała dochodzić do siebie i się zwierzała. Pogłaskała ją po plecach i powiedziała cicho, że wszystko jest w porządku, tu jej nic nie grozi. Powolnym krokiem poszły dalej tak samo jak chłopacy.


###
Sama sądzę, że chyba nie jest najgorzej ;D ale zawsze mogło być lepiej, za krótki ten odcinek, ale musicie mi to wybaczyć ;) Znowu tajemnicza sprawa z Tomem i Lisą, ciekawi mnie jak wymyślacie sobie ciąg dalszy tej historii ;D Ale na pewno nie będziecie się spodziewać takiego przebiegu akcji, jaki ja wymyśliłam do tego, mam nadzieję, że będziecie zadowoleni, jak się dowiecie o co chodzi w przyszłych odcinkach, ale jeszcze trooochę czasu do tego, aż to się wyjaśni ;p

środa, 6 listopada 2013

Pierwszy

Trzy lata później * studio Tokio Hotel * Hamburg


Właśnie skończyli nagrywać ostatnią piosenkę nowego albumu. Całą czwórką opadli zmęczeni na brązową, skórzaną sofę. W końcu mieli teraz jakiś czas wolny od pracy, kiedy album był gotowy. Jednak David postanowił, że ten czas wolny nie będzie aż taki długi, jak to sobie chłopcy wyobrażali.
- No dobrze, skończyliście płytę, ale to nie znaczy, że pracę też. Czeka was pewnie pełno wywiadów na temat nowej płyty, planowania trasy koncertowej, więc nie przyzwyczajajcie się do wolnego moi drodzy. Mniej więcej już za dwa tygodnie macie pierwszy wywiad, dam wam jeszcze wszystkim znać kiedy dokładnie, bo tego nie wiem. Wszystko jest dopiero ustalane. Także proszę was, uważajcie przez te dwa tygodnie, żadnych wyjazdów, wycieczek nigdzie, absolutnie! Wiecie o tym, że macie nie być rozpoznawalni, ciężko wam to wychodzi, ale błagam was chłopaki, żeby żadne paparazzi nie zrobiło wam ani jednego zdjęcia! W szczególności mówię do ciebie Tom, jak zobaczę jakieś twoje zdjęcie z dziewczyną w gazecie to naprawdę tego pożałujesz, a zwracam się do ciebie bo o ciebie najbardziej się obawiam - zakończył swoją wypowiedź patrząc srogo na Toma wytykając na niego palcem wskazującym.
- Nie patrz na mnie! Ja zawsze jestem grzeczny - wyrzucił. Wszyscy na niego spojrzeli, a jego bliźniak powstrzymywał się od śmiechu z niego.
- Tak Tom.. oczywiście, przecież ty jesteś jak aniołek - mruknął ironicznie menedżer. - Bardziej to mi do Billa pasuję, jesteście przeciwieństwem po prostu. Wiem, że Bill nie nabroi na pewno - mówił. - Więc zajmij się jakoś Tomem - poprosił czarnowłosego.
- Ja?! Przecież go się nie da okiełznać. To jest po prostu idiota, ja mu nie dam rady - odpowiedział wstając i stanął obok mężczyzny.
- Bill ja wiem, że ty dasz sobie radę, proszę cię. Po prostu pilnuj, żeby z żadnymi laskami się nie panoszył, żeby ich nie było kilka bo mi wstyd za niego. Jedną zniosę, chłopak ma prawo, ale bez przesady, żeby nie robił tego jak zawsze, że co kilka dni widują go z inną - jego ton stał się spokojniejszy. Do Billa miał zaufanie, nie to co do Toma. Oczywiście, że kochał tych chłopaków, ale czasem robili mu takie kłopoty, że musiał chodzić na wizyty do swojego psychologa, żeby o tym z nim porozmawiać. Mógł sobie w końcu na to pozwolić.
- Dobra, postaram się - wokalista poklepał po ramieniu Davida i spojrzał z powrotem na resztę zespołu zatrzymując wzrok na swoim bracie. - Idziemy już, Tom.
- Ok, nie będę tu dłużej siedział i słuchał jakie to zaufanie ma do mnie nasz menedżer.. - mruknął wstając. - Zobaczysz David, ja ci udowodnię, że potrafię się pilnować, to tylko dwa zasrane tygodnie - prychnął i wyszedł a Bill za nim.

***

- Mógłbyś już odpuścić mu wiesz? On ma rację co do ciebie - zaczął Bill kiedy jechali już autem do domu.
- Więc ty też jesteś przeciwko mnie?! Walcie się wszyscy - dredowłosy zatrzymał się nagle na poboczu. - Wysiadaj i mnie nie denerwuj.
- No chyba żarty sobie robisz, nigdzie nie wysiadam, jedziemy do domu! - wybuchnął Bill. Nie tolerował brata w tym momencie. Jak on się w ogóle zachowywał. Po prostu zatrzymuje się i każe mu wysiadać. Bliźniak był wściekły na niego, przecież zaczynając rozmowę, mówił prawdę.
- Bill kurwa wysiadaj to moje auto! Nie obchodzi mnie jak wrócisz do domu, spadaj - czekał, aż wysiądzie i patrzył na niego cały czas przeszywającym wzrokiem.
- Dobra przepraszam, David nie ma racji, a ty jedź już do domu i nie rób akcji - powiedział wokalista. Tom westchnął ciężko, wiedząc, że mówił to i tak tylko dlatego, żeby nie kazał mu wyjść. Ale odpuścił już sobie i nie odzywając się więcej ruszył dalej już bez żadnych małych postojów na drodze.Bill spoglądał czasem na swojego zbulwersowanego Toma. Dłonie mocno zaciskał na kierownicy, czoło miał zmarszczone, zagryzał lekko wargi. 
Kiedy dojechali starszy bliźniak wyszedł z samochodu jako pierwszy i nie patrząc na brata od razu wszedł do domu, po czym wbiegł do góry po schodach i zamknął się w pokoju. Bill zmierzył powoli za nim. Poszedł do kuchni i zrobił sobie herbaty, usiadł na drewnianym krześle i zaczął ją pić. Nagle zadzwonił jego przyjaciel Andreas. 
- Tak? - czarnowłosy odebrał i przyłożył komórkę do ucha.
- Słuchaj Bill. Pamiętasz może Jamesa? Kiedyś się z nim przyjaźniliśmy, wiesz, że miał problemy w rodzinie i był w psychiatryku, ale to nie zmienia faktu, że był naszym przyjacielem no i niedługo wychodzi, może byśmy się z nim spotkali? - zaproponował, a Bill, aż wypluł herbatę z ust. - Coś się stało?
- Nie, tylko tak.. Jej, jestem w szoku, w ogóle zapomniałem o nim i o tym. Jasne, że chcę się z nim spotkać, Tom też będzie chciał na pewno - powiedział z lekkim uśmiechem. To, że James był w zakładzie psychiatrycznym, nie znaczy, że był jakiś gorszy, skoro stamtąd wychodzi, znaczy, że jest wszystko już z nim w porządku, a był tam bo miał problemy, a oni to rozumieli, przecież byli przyjaciółmi kiedyś, zanim James tam trafił, a Tom i Bill stali się sławni. Wiedzieli doskonale co działo się w jego domu, mówił im o tym, bo sam sobie z tym wtedy nie radził, był młodszy, bezbronny. Starali się mu pomagać, wspierać go, ale przecież nie mogli nic zrobić. Ale w końcu tam trafił i może to było lepsze dla niego. Niektórzy ludzie myślą, że jeśli ktoś jest w takim miejscu jakim jest on, to są inni, coś jest z nimi nie tak, ale przecież nie jest tak ze wszystkimi, niektórzy mogą być chorzy, ale niektórzy mieli problemy, z którymi sobie nie radzili, tak jak James. I to nie było jego winą, że miał takie problemy w domu.
- To ja jeszcze się dowiem dokładnie kiedy on wychodzi i możemy iść po niego tam, może nam pozwolą i wtedy byśmy go zabrali. Tak w ogóle to co z nim teraz będzie? Musimy pomóc mu, żeby załatwił sobie jakieś mieszkanie czy coś, znaczy ci z tego szpitala mu pomogą, ale my też w sumie możemy - stwierdził. Mimo, że Andreas na co dzień był chamem, przyjaciele byli dla niego bardzo ważni, szczególnie James, który mógł mieć teraz ciężko.
- OK, postaramy się coś zrobić, ale najpierw się z nim spotkamy. To zadzwoń jak już będziesz wszystko wiedział, dzięki. Cześć - rozłączył się i odłożył telefon na stolik. Zaczął sobie przypominać Jamesa, jeszcze za dzieciaka.


Zakład/szpital psychiatryczny * Hamburg


Siedziała w białym, dość małym i prawie pustym pokoju. Znajdowało się tam jedynie łóżko, biurko i jedno drewniane krzesło. Odkąd tu przyszła polubiła rysowanie i malowanie, pełno jej obrazków wisiało na ścianach. Z dnia na dzień jej stan się polepszał, w końcu była już tu dwa lata po ostatnim złym wydarzeniu z przeszłości. Wiedziała, że jeżeli kiedyś stąd wyjdzie, nie będzie mogła nikomu mówić o tym co przeżyła, nawet nie chciała, wstydziła się tego wszystkiego co było. Nagle usłyszała kroki, a po chwili do pokoju weszła jej opiekunka, pani Kate Smith. Widząc ją, szesnastolatka uśmiechnęła się. Bardzo lubiła spędzać z nią czas i cieszyła się, że ona jest właśnie jej opiekunką, a nie ktoś inny. Kiedy Lisa zaczynała dochodzić do siebie, nawet zaczęły się zaprzyjaźniać, mimo iż pani Smith była po trzydziestce. Uważała, że Lisa to naprawdę wspaniała dziewczyna i nie zasługiwała na taki los, ale niestety trafiła tutaj przez to co działo się w jej życiu. Najpierw problemy z jej ojcem, widziała śmierć matki, jej porwanie na cały rok, gdzie nikt nie ma pojęcia co się z nią wtedy działo, jedynie ona wie, cały czas to pamięta, nie chciała tego wspominać i opowiadać tego na wszystkich zeznaniach, aż w końcu ktoś ją uratował i znalazła się właśnie tu. Mimo wszystko, mimo że jest w takim miejscu, cieszy się z tego, bo w końcu tutaj nic złego nie mogło ją spotkać. 
- Lisa skarbie, pan doktor powiedział, że możemy dzisiaj też iść na spacer po terenie szpitala, ty się lepiej czujesz, jest ładna pogoda, chciałabyś? - zaproponowała jasnowłosa kobieta siadając na łóżku obok dziewczyny. 
- Jasne, że tak - odparła z delikatnym uśmiechem. Obie podniosły się z miejsc. Kate pomogła blondynce założyć dżinsową kurtkę i właściwie już mogły wychodzić. Zmierzyły najpierw przez długi korytarz gdzie było kilku pacjentów ze swoimi opiekunami, właśnie tak jak Lisa. Niektórzy byli w gorszym stanie od niej, patrzyli beznamiętnie w okno, albo chaotycznie się rozglądali, szeptali coś pod nosami, trzęśli się, śmiali. Jednak ci w naprawdę złym stanie byli w pokojach i nie mogli wychodzić. Znajomy Lisy, miły chłopak w jej wieku, po tak samo złych przeżyciach w rodzinie jak ona, szedł też na spacer.
- Cześć Lisa - pokiwał jej z lekkim uśmiechem, który odwzajemniła i również mu pomachała mówiąc zwykłe: "cześć James". Życie tutaj było po prostu: przykre, smutne, monotonne. Każdego dnia było to samo. Siedziało się w pokoju, czasem można było wyjść na spacer, porozmawiać. Ludzie tutaj zapominali nawet jak wygląda normalne życie poza tym szpitalem, tylko niektórzy wiedzieli.
Szły dalej, a niestety pomieszczenia w szpitalu i niektóre pokoje były w takim miejscu, że musiały przejść przez korytarz niedaleko nich. Było tam zazwyczaj słychać różne krzyki, trzaski i inne dźwięki. Lisa zazwyczaj zamykała oczy starając się myśleć o czymś innym kiedy przechodziły tamtędy, a pani Kate ją prowadziła po prostu, bo była do tego przyzwyczajona. Dziewczyna jednak po spędzeniu tu dwóch lat nie.
Wyszły w końcu na zewnątrz. Spacerowały powoli po małym parku, który był na terenie szpitala. Lisa uwielbiała takie spacery. Właściwie taki spacer był tutaj największą atrakcją. Zbliżało się lato, ale czasem było jeszcze chłodno na dworze i był mocny wiatr. Dzisiaj jednak pogoda dopisywała. Słońce świeciło, niebo było tylko lekko zachmurzone, było dość ciepło. Dziewczyna uśmiechała się spacerując i rozglądając. Spostrzegła, że James ze swoim opiekunem, panem Johnsonem wychodzą poza teren. Spojrzała pytająco na Kate.
- James niedługo wyjdzie ze szpitala, pan Johnson zabiera go już na spacery nie tylko po szpitalu - uśmiechnęła się kobieta.
- A ja nie mogę wyjść na taki spacer? Przecież też jestem już w dobrym stanie, tak jak James - mówiła Lisa.
- Kochanie. Jeszcze trochę czasu, wiesz.. może ty widzisz to inaczej, sądzisz, że jesteś w tak samo dobrym stanie, ale tak nie jest. My lepiej dostrzegamy jak się czujecie, zmiany w waszym zachowaniu. James też nie miał najlepszego życia, ale jednak miał mniej takich przeżyć jak ty i mu jest łatwiej, uwierz skarbie, że tak jest na razie lepiej dla ciebie. Obiecuję, że za kilka dni porozmawiam z lekarzem i pójdziemy sobie też na taki spacer. Dobrze? - zaoponowała zatroskanym tonem opiekunka. Lisa skinęła tylko trochę smutno głową i poszły dalej. Usiadły na ławce i rozmawiały. Zazwyczaj o tym jak Lisa się czuję, o jej samopoczuciu.
- Pani Smith! - usłyszały obie męski głos. Odwróciły się i zobaczyły lekarza idącego w ich stronę. - Liso możesz poczekać chwilkę? Porozmawiamy tylko - powiedział. Dziewczyna uśmiechnęła się i odeszła kawałek.
- Coś się stało? - zapytała zmartwiona kobieta, myślała, że coś złego może się dziać z Lisą, skoro lekarz tak nagle przyszedł.
- To znaczy, to dobra wiadomość. Za tydzień Lisa idzie na spotkanie z psychiatrą, już ostatnie. Wydaję mi się, że po tym, będzie mogła już wyjść. Także musimy teraz pozałatwiać różne sprawy co do szkoły, może ma jakąś babcię, kogoś z rodziny, z kim mogłaby zamieszkać - mówił, a na twarzy Kate pojawiał się coraz szerszy uśmiech.
- Naprawdę?
- Tak. I wydaję mi się, że powinnaś teraz często z nią wychodzić ale nie tylko po naszym terenie - oświadczył z uśmiechem, zerkając w oddali na dziewczynę.
- Właśnie dzisiaj prosiła mnie, żebym z panem porozmawiała o tym, bo chciała iść na taki spacer. Widziała jak pan Johnson zabiera Jamesa. Ale się ucieszy - powiedziała rozpromieniona. Cieszyła się bardzo, że jej podopieczna w końcu będzie znów normalnie żyła.
- To tyle co miałem do powiedzenia - uśmiechnął się. - Niech jej pani to przekaże - odwrócił się na pięcie i wrócił spokojnym krokiem do budynku.
- Lisa! Lisa! - pospiesznym krokiem zmierzyła do szesnastolatki i złapała ją za ramię. Nastolatka odwróciła się patrząc na nią swoim jak zwykle smutnym wzrokiem, a jej usta się uśmiechały. - Skarbie mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. Za tydzień masz ostatnie spotkanie z psychiatrą, wtedy on wszystko stwierdzi i doktor Martin powiedział, że po tym spotkaniu możesz już stąd wyjść, ale będzie to zależało oczywiście od zdania psychiatry. Musimy tylko załatwić tobie szkołę, to znaczy jeżeli wolisz, możesz mieć indywidualne lekcje. Skontaktujemy się z kimś z twojej rodziny, z kim mogłabyś mieszkać i być bezpieczna, oczywiście najpierw będziemy musieli porozmawiać z tą osobą, sprawdzić czy ma odpowiednie warunki dla ciebie - wytłumaczyła jej.
- To świetnie, a... będę mogła się z panią czasem jakoś widywać? - spytała. Cieszyła się bardzo w głębi serca. Ale myśl o tym, że rozstanie się z Panią Smith, sprawiała, że trochę posmutniała.
- Och oczywiście kochanie, tym się nie przejmuj, jak mogłabym się z tobą nie widywać? Przecież jesteś dla mnie jak moje własne dziecko, tyle czasu opiekowałam się tobą - powiedziała. Nie mogła mieć dzieci, po prostu tak się stało, ale Lisę traktowała jak własną córkę i kochała ją w taki sposób.
- Bo ja nie chcę się z tobą rozstawać - przytuliła się do kobiety mocno. Ona pogłaskała ją po plecach i się uśmiechała.
- Nie martw się, będziemy się spotykać. Przez ten tydzień będę trochę zalatana z doktorem bo będziemy załatwiali te sprawy o których ci mówiłam, ale kazał też, żebyśmy teraz częściej chodziły na spacery i nie tylko tutaj po zakładzie. Jeszcze tylko tydzień i będzie wszystko normalnie, obiecuję, że będziesz miała cudowne, nowe życie...


###
No więc jest pierwszy, mam nadzieję, że nie jest tak źle ;D Oczywiście nie martwcie się, cały blog nie będzie się opierał na tym zakładzie xD to tylko taki wstęp ;)
Sprawa z tym jej "porwaniem" niedługo się wyjaśni, możecie być ciekawi co się z nią działo, ale niestety potrzymam was trochę w niepewności haha ;D
Co do tych spacerków tam w tym szpitalu, wydaję mi się, że normalnie raczej nie ma czegoś takiego, że nawet jak niedługo mają stamtąd wyjść i nawet z jakimiś opiekunami to raczej nie mogą chyba wyjść poza taki zakład/szpital bo to w końcu teren zamknięty. Ale ja musiałam tak zrobić, a w następnych odcinkach dowiecie się dlaczego ;)

piątek, 1 listopada 2013

Prolog

- Zostaw ją! Kurwa zostaw ją! - krzyczała głośno dziewczyna, patrząc na mężczyznę. Stała obok niego kobieta, którą szarpał do góry za włosy, a przy jej gardle trzymał nóż. - Zostaw mamę!
Nie odzywał się, patrzył na nią zapłakany, ale śmiał się. Zawsze miał problemy psychiczne, nie był całkiem normalny, ale jego córka nigdy nie widziała, żeby było aż tak źle. Czasem uderzył matkę co już było wielkim szokiem, ale tego co się działo teraz nie mogła opisać.
- Uciekaj córeczko - mówiła ledwo ciemnowłosa, patrząc na swoje trzynastoletnie dziecko.
- Zostaw ją! - darła się na ojca, a ten w tym momencie po prostu poderżnął gardło swojej żonie. Lisa zaczęła jeszcze bardziej płakać widząc jak mężczyzna śmieje się złowrogo, a jej rodzicielka leży martwa na ziemi prawie pod jej nogami. Kiedy spostrzegła się, że zabójca na nią patrzy od razu zaczęła uciekać martwiąc się teraz o swoje życie. Udało jej się zbiec po dość stromych, drewnianych schodach bez przewrócenia się. Przebiegła przez korytarz łapiąc kurtkę i zamknęła za sobą drzwi od domu na klucz, mając nadzieję, że to chociaż na chwilę go zatrzyma. Na szczęście buty miała wcześniej już na sobie, więc nie biegła na boso. Biegła jak najszybciej, tyle ile miała sił w nogach. Trafiła do pobliskiego lasu. Jej dom znajdował się na małym odludziu, więc obszar leśny mógł być blisko. Biegła przez drzewa oglądając się czasem do tyłu. Nie widziała tam na razie swojego ojca, ale dalej biegła. Skręciła w prawo, żeby wybiec na jakąś drogę, mając nadzieję, że ktoś jej pomoże. Nagle ktoś złapał ją za ramię, odwróciła się i zobaczyła to, czego się obawiała.
- Puść mnie! - wrzeszczała głośno płacząc, a on śmiał się jak zwykle z nożem w ręku. - Proszę, zostaw.. - wyszlochała ledwo. Wyrywała się nadal, a on już chciał jej poderżnąć gardło tak samo jak matce. Na szczęście nie udało mu się to, bo zdążyła się jakoś wyrwać, a on przejechał zaledwie ostrym narzędziem po jej ramieniu zostawiając dużą, lecz nie aż tak niebezpieczną ranę. Biegła dalej w płaczu, aż w końcu znalazła się na drodze.
- Czemu nikt nie jedzie - zaczęła płakać do siebie, bojąc się, że nie znajdzie już ratunku. - Proszę..
Może jednak ktoś jej pomoże? Nadzieja na uratowanie siebie zaczęła wracać kiedy zobaczyła jakieś auto w oddali. Nadal jednak ścigał ją ojciec więc biegła w stronę maszyny machając rękoma. Czarny samochód zatrzymał się przy niej, osoba w środku patrzyła podejrzanie i zmierzyła ją wzrokiem.
- Wsiadaj - nakazał. Nie wiedziała kto to, nie myślała teraz o tym. Chciała się tylko ratować przed psychopatycznym ojcem, więc wsiadła a podejrzany facet odjechał.